ABBA – VOYAGE (2021)

ABBA jest bez wątpienia jednym z najpotężniejszych zespołów w historii muzyki popularnej. Wygrana grupy w konkursie piosenki Eurowizji w 1974 roku to był prawdziwy muzyczny Big Bang. Tak jak Wielki Wybuch zapoczątkował rozszerzanie się Wszechświata, tak nagranie Waterloo zapoczątkowało totalną, globalną i nieskończoną ABBA – manię, którą będzie w stanie zatrzymać już chyba tylko koniec świata. Szczęśliwi Ci, którzy mieli szansę obserwować rozwój tej niezwykłej kariery od początku. Kiedy zespół zawiesił działalność na początku lat 80, dla milionów fanów to był prawdziwy szok. Imponujący dorobek formacji nie pozostał jednak zapomniany. Wydana w momencie rozkwitu sprzedaży płyt CD składanka ABBA Gold: Greatest Hits tchnęła w ikoniczne szlagiery grupy zupełnie nowe życie, rozkochując w nich kolejne pokolenie odbiorców.

Popyt na muzykę zespołu wciąż rósł. Na początku nowego millennium grupie zaproponowano miliard dolarów za reaktywację na serię 250 koncertów. Szwedzi pozostali jednak niezłomni w swojej decyzji o rozejściu się. Kilka lat później pozwolili jednak Madonnie na użycie charakterystycznego sampla z Gimme! Gimme! Gimme! w utworze Hung Up, którego spektakularny sukces wywołał nową falę globalnej mody na disco. Ogromnym sukcesem okazała się także ekranizacja musicalu Mamma Mia! i jego późniejszej kontynuacji Mamma Mia! Here We Go Again. Filmy oparte na legendarnych przebojach ABB-y zarobiły na całym świecie łącznie ponad miliard dolarów a zaangażowana w drugą część Cher nagrała w hołdzie dla grupy cały album wypełniony coverami ich przebojów. Nie dziwi więc fakt, że kiedy ABBA ogłosiła w końcu swój powrót do muzyki, karmiony przez lata ich legendą świat oszalał.

Cztery dekady po premierze „The Visitors”, grupa postanowiła powrócić z wypełnionym dziesięcioma premierowymi nagraniami krążkiem „Voyage” oraz serią niezwykłych koncertów w specjalnie powstałej na tę okazję ABBA Arenie zlokalizowanej w Queen Elizabeth Olympic Park w Londynie. Członkowie zespołu nie wystąpią jednak na żywo, ale w cyfrowych ABBAtarach, czyli najlepszych wersjach siebie z 1979 roku. Zacierając granice rzeczywistości, dzięki najnowszej technologii przechwytywania ruchu grupa postanowiła przenieść magię przeszłości do teraźniejszości w ramach projektu, jakiego świat jeszcze nie widział. Zarówno płyta jak i seria wyjątkowych pokazów nie są jednak zwiastunem trwałej reaktywacji zespołu, lecz pożegnaniem, które w spektakularny sposób przeniesie ich muzykę w zupełnie nowy wymiar rzeczywistości, a samą grupę zapisze trwale na kartach historii. To świadomie kontrolowany przez Szwedów koniec, ostatecznie przypieczętowujący ich niepodważalny status prawdziwej potęgi w popkulturze.

W nowych nagraniach czuć prawdziwą radość z ponownego spotkania kwartetu. Ekscytację z reaktywacji grupy wyraża singlowy, oparty na prężnych, mięsistych bitach „Don’t Shut Me Down”. Z wszystkich, utrzymanych w szybszym tempie kawałków „Shut” jest utworem najbardziej wdzięcznym i najmocniej odwołującym się do złotych czasów „Dancing Queen”. Bardzo ciekawe są także ubrane w irlandzkie dudy „When You Danced with Me” oraz glam – popowy, zaskakujący nowoczesną produkcją „Keep an Eye on Dan”. To właśnie za takie melodie wszyscy kochamy ten zespół! „No Doubt About It” kipi rozgrzanymi syntezatorami wyrwanymi z środka lat 80. a euro – popowy „Just a Notion” cofa słuchacza dosłownie do końca lat 70. Jest to odrzut z sesji nagraniowych do wydanego w 1979 roku krążka „Voulez – Vous”. W aktualnej wersji użyto oryginalnych, nagranych w 1978 roku wokali. Mimo odświeżonego, żywego brzmienia szału jednak nie ma. W końcu z jakiegoś powodu utwór nie znalazł się na Voulez – Vous, ani na żadnej późniejszej płycie grupy. Voyage w sumie też by się bez niego obszedł.

Przyznam, że zawsze wolałem bardziej euforyczne wcielenie ABB-y. „Voulez – Vous”, „SOS”, „Gimme! Gimme! Gimme!” i tak dalej. Mimo, że „Don’t Shut Me Down” zawiera w sobie wszystkie charakterystyczne zagrywki zespołu, czyniące z nagrań prawdziwie popowe hity pod nóżkę to tym razem kwartet zdecydowanie autentyczniej wypadł w bardziej wzniosłych balladach. Fortepianowo – orkiestrowa, śpiewana przez Anni-Frid ballada „I Still Have Faith In You” bezpośrednio odnosi się do powrotu grupy po 40 latach absencji: Mamy to w sobie […] Mamy historię która przetrwała i potrzebujemy kolejnej […] Jesteśmy w tym razem. Pasja i odwaga jest wszystkim. To numer podnoszący na duchu, słodko – gorzki i pełen nostalgii ale jednocześnie zawierający w sobie przesłanie, że warto stawić czoła dawnym smutkom by na nowo odnaleźć wzmacniającą nas radość. Utwór ma w sobie wszystkie faktory, które uczyniły kiedyś z „Move On” czy I „Have a Dream” jedne z najbardziej pokrzepiających piosenek grupy. „I Still Have Faith In You” i „I Can Be That Woman” wydobyły z dojrzałych wokali Anni-Frid i Agnethy prawdziwą, niesłyszalną dawno temu głębię. Podobna sytuacja ma miejsce w subtelnie odwołującym się do „Fernando”, marszowym „Bumblebee” oraz zamykającej całość orkiestrowo – smykowej, wręcz filmowej „Ode to Freedom”.

Trochę dziwnym zabiegiem jest umieszczenie niemal w środku tracklisty pasującej jak wół do karety, świątecznej błyskotki „Little Things”. Rozumiem to zagranie jedynie z marketingowego punktu widzenia. Voyage będzie w tym roku jednym z najchętniej kupowanych muzycznych prezentów pod choinkę. Taki utwór, odpowiednio wyeksponowany w okresie przedświątecznym może pomóc wielu osobom w decyzji o zakupie tej płyty w formie gwiazdkowego giftu. Nie zmienia to jednak faktu, że jeżeli taki choinkowy numer już musiał się tu znaleźć, to zdecydowanie lepiej sprawdziłby się w roli bonusu. Czymże jednak byłaby ABBA bez pewnej dawki kiczu? W czasach, w których grupa jest już legendą mało kto pamięta, że mimo niebotycznych komercyjnych sukcesów w latach 70 muzykę zespołu wiele osób szufladkowało jako totalnie kiczowatą. Zjawisko dodatkowo nasiliło się na początku lat 80 w momencie rozkwitu punk – rocka i synth – popu. Paradoksalnie ABBA dość dobrze wyczuła więc zmieniającą się w tamtym czasie modę i zawiesiła działalność w najlepszym dla siebie możliwym momencie.

Album „Voyage” stanowi domknięcie historii zespołu zapoczątkowanej w 1973 roku wraz z albumem „Ring Ring”. Nie ma tutaj mowy o otwieraniu jakiegokolwiek nowego rozdziału. Wszyscy wiemy, że swoje największe szlagiery ABBA już nagrała. Nowe numery przywołują ducha najlepszych czasów formacji, ale nie wybijają się ponad szczyty osiągnięte przez nią kilka dekad temu. „Voyage” to muzyczna podróż będąca celebracją unikatowego stylu wypracowanego przez grupę w latach 70, interpretacyjnej magii wokalnego duetu Anni-Frid Lyngstad i Agnethy Fältskog oraz wybitnego kompozytorskiego talentu Benny’ego Anderssona i Björna Ulvaeusa. Prawdziwa esencja ABB-y. Nagrania wypełniające „Voyage” są muśnięte nowoczesnością ale wciąż wyraźnie słychać w nich starą szkołę tworzenia muzyki, która nadała im bardziej organicznego, wielowymiarowego i tak naprawdę ponadczasowego charakteru. To wciąż bardzo ludzkie podejście do muzyki silnie odwołujące się do głęboko tkwiącym w każdym z nas emocji i mocno kontrastujące z wszystkim z czym mamy aktualnie do czynienia na listach przebojów. „Voyage” jest albumem nagranym z ogromnym wyczuciem i szacunkiem do wielu pokoleń, które wychowały się lub miały do czynienia z muzyką ABB-y. Mimo kilku niewielkich zgrzytów, to wyjątkowo udany finisz jednej z największych karier w historii muzyki.